Witam państwa!

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jestem profesjonalnym bloggerem i ewentualne wpadki proszę traktować z przymrużeniem oka ;) Mam nadzieję, że moje "wynurzenia" spodobają się chociaż połowie odwiedzających (lub przypadkowo znalezionych) mój blog. Posty o wszystkim, co tylko znajduję w internecie i w życiu. Dosłownie.
Jeżeli podoba się - dziękuje. Jeżeli nie - nie czytaj, zagraj w gry.pl.

wtorek, 31 stycznia 2012

Kochani,

Mój dzisiejszy dialog z Nowakiem zaskoczył mnie do reszty. Natknąłem się na niego przed warzywniakiem i - bardziej nie chcąc, niż chcąc - powiedziałem mu "Dzień dobry". Na nieszczęście, Nowak nie miał zamiaru minąć mnie bez słowa. I tak rozpoczął się poniższy dialog:
J (ja): Dzień dobry.
RN (Roman Nowak): Dla kogo dobry, dla tego dobry, drogi sąsiedzie.
J: Aha.
RN: Wie pan, u mnie ostatnio ze zdrowiem ciężko. Głowa mnie napierdziela, plecy też...
J: Ja mam coś z tym wspólnego?
RN: A nie... Ale muszę panu powiedzieć, że z moją żoną tak samo. Ciągle chodzi zdenerwowana i drze na mnie mordę.
J: To przecież nie żadna nowość.
RN: Wiem, ale tera to już przesada! Ja zara pójdę i jej to powiem, kuźwa mać.
J: To bardzo ciekawe. Do widzenia.
RN (zatrzymuje mnie, gdy się odwracam): A u pana w normie zdrówko?
J: Tak, tak...
RN: I nic pana nie boli?
J: Nie, nic.
RN: To jak ja panu zdrowia zazdroszczę! Ja to bym chciał mieć takie zdrowie jak pan, wie pan?
J: Tak. Do widzenia (odchodzę, ignorując kolejne zdanie wypowiedziane przez niego).

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Es bueno para darle la bienvenida de nuevo!

     I nic mi z tego nieprzeklinania na razie nie wychodzi! Piszę "na razie", ponieważ koniecznie muszę to zmienić. Mark tak się w to postanowienie zaangażował, że gdy zwracam się do niego przeklinając, udaje, ze mnie nie słyszy. Niezły sposób. Przyznaję, naprawdę mnie to motywuje (ale i denerwuje!).
     (Co do tytułu tego wpisu - z hiszpańskiego na polski brzmi tak: Miło mi jest znów was przywitać! I nie czepiać mi się, nauka tego języka mocno mnie wkręciła ;))

sobota, 28 stycznia 2012

Hello!!

     Kolejny dzień minął pod znakiem nieszczęść..... Nie, aż tak to narzekać nie mogę. Dziś mój brat uświadomił mi, że wieeeelu ludzi na świecie ma milion razy gorzej ode mnie (np. dlatego, że mają więcej takich braci ;)). I to nie wszystko! Zrobiłem też NIESAMOWICIE dobry uczynek. Nie, nie pomogłem bezinteresownie żadnemu z moich sąsiadów, jeśli to macie na myśli ;) Do tego jeszcze - na szczęście - nie doszło. Postanowiłem za to nie przeklinać. To znaczy spróbować, ale tak nie do końca. Doszedłem bowiem do wniosku, że w niektórych sytuacjach bez klnięcia się nie obejdzie (a takich jest w mym życiu naprawdę sporo). Ale na co dzień, gdy nie ma nerwów - spróbuję. Cóż, trzeba się czasem poświęcać... Na przykład dla dobra kultury słowa ;D
     Oczywiście nie zarzekam się, że mi się uda. Zwłaszcza pośród ludzi, z którymi mieszkam lub sąsiaduję... Ale co tam, kibicujcie!

piątek, 27 stycznia 2012

MOJE cytaty ;D

Tak, tak! Dziś mam zamiar przedstawić państwu klasyczne cytaty mojego autorstwa. Przyznaję, że niektórych z nich nawet nadużywam ;)))
     "Nigdzie nie idę. Nie mam czasu."
     "Nic nie będę robił! Siły nie mam, chory jestem."
     "Maaaark, no dajże spokój! Co ty tak z ta robotą przynudzasz..."
     "Nic mi się nie podoba. I w ogóle nie będę ciebie słuchał, idę sobie stąd!"
     "I ch****."
     "I wyp*******."
     "A co ty mi tu mandolinę takimi rzeczami zawracasz? Ty myślisz, że ja mam czas na takie  
      głupoty???"
     "Eeeee tam... Ja nie mam czasu."
Nie myślcie jednak, że nic więcej nie jestem w stanie wymyśleć. To tylko malutka część mej inteligentnej, radosnej twórczości... ;))

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Trochę o przeklinaniu ;)

Dlaczego tylko trochę? Bo to niekulturalne zjawisko dotyka nas na co dzień, więc nie chcę zanudzać jeszcze bardziej...
Dlatego podam tylko klasyczne przykłady przeklinania (autentyczne cytaty z mojego otoczenia, takkk...):
     "I wtedy kuźwa w tego drugiego przypieprzył!" - Stanisław Toczek o wypadku samochodowym
     "No ja myślałem, że tego ch*** zaj****!" - Roman Nowak o sprzedawcy, co mu nie chciał wydać
       reszty w hipermarkecie
     "I ch**!" - klasyczne powiedzonko Romana Nowaka
     "Weźcie się do roboty, bo wam kur** przyp*****!" - mój brat, kiedy ma zły dzień (czyli dosyć
       często)
     "Ja pierdzielę! No co za ch***!" - żona Nowaka, gdy odłączyli prąd i nie mogła obejrzeć serialu
     "Co tu się znowu dzieje, do jasnej cholery?! Sprzątnąć mi ten cały majdan, ale już! Bo po milicję 
       zadzwonię! Debile pieprzeni!" - mój brat zwraca uwagę śpiewającym na korytarzu pijakom

środa, 18 stycznia 2012

Doy la bienvenida al Estado!

     Albo - w polskojęzycznej wersji - witam państwa. Skąd u mnie ten hiszpański akcent? Sam nie wiem. Wczoraj wieczorem oglądałem Ligę Mistrzów, w której gra miedzy innymi Real Madryt. Może dlatego.
     Ale nie o tym chciałem pisać. Mam zamiar przekazać państwu niezmiernie smutną informację, jaką jest kolejne oficjalne upomnienie, które wczoraj otrzymałem w pracy. Jest to oczywiście coś w stylu nagany, choć ja oczywiście wolałbym dostać pochwałę. Byłaby przynajmniej sensowna - a to upomnienie jest absolutnie bezpodstawne ( to znaczy według mnie...) ! Dokładniej sprawa wyglądała tak:
     Przychodzę raniutko do pracy (razem z Markiem) i od razu zabieram się za moje obowiązki. Zaczynam zamiatać główny hol, podlewać paprotki w zielonych doniczkach itd., itp. Mark idzie do głównego biura, jak zwykle trochę wrzeszczy na innych pracowników (zwłaszcza tych niższym szczeblem), słychać teksty takie jak: "Weźcie się do roboty, bo was wywalą!", "Nie mam czasu, ja muszę robić!", "Ogarnijcie się wszyscy, bo pójdę po kierownika!"...
     Ja nie zwracam na to uwagi, dalej zamiatam ten cholerny hol. Co mogę zrobić - takie życie, taka praca... Po upływie pół godziny totalnie się namęczyłem. Serio! Wziąłem więc mopa i oparłem go o murowany parapet (nie zauważyłem, że stoi na nim wielka donica z jeszcze większym kaktusem, który zaczął niebezpiecznie chybotać się na boki). Odwracam się w tył, a tu BAAACH!!! Mop, cała donica i cały kaktus leżą na podłodze. Oczywiście w zupełnie innym stanie, niż były przed chwilą. Wszystko się wala, doniczka całkowicie rozbita, kaktus złamany na pół leży otoczony wypadniętą z doniczki ziemią.
     Jak ja się wtedy przelękłem! Myślę: z roboty mnie wyrzucą, na bum cyk cyk! Chciałem jakoś ogarnąć cały ten bałagan i zatuszować wpadkę, ale się nie udało - huk słyszał Mark, akurat przechodzący krzyżującym się korytarzem. Natychmiast do mnie podbiegł i chyba nie muszę opisywać, co było dalej.
     Tak to właśnie zostałem niesłusznie oskarżony o "zabicie" drogiego, afrykańskiego kaktusa (w to to im nie uwierzę! To kaktus z Castoramy był, sam tam takie same widziałem!) oraz niesamowicie drogiej, włoskiej donicy (no, to już jest bardziej prawdopodobne...). Smutne, prawda?...

wtorek, 17 stycznia 2012

Drodzy czytelnicy!

Witam was jak najserdeczniej i mocno ściskam ;) I tyle optymizmu we wstępie, gdyż muszę przejść do sedna sprawy, którą chciałem państwu przedstawić. Jest to niezwykle ciekawa i pasjonująca rozmowa, jaką przeprowadziłem wczoraj wieczorem z moim (niezbyt przeze mnie lubianym) sąsiadem, szanownym panem Romanem Nowakiem (ten to dopiero jest inteligent!). Nie jest ona może i zbytnio długa, lecz na pewno bardzo interesująca. Zapraszam do lektury.
Godz. 19:34 (ktoś puka do drzwi, a ja jako przykładny obywatel niestety otwieram; w progu staje Roman Nowak)
RN (Roman Nowak): Dzień dobry, panie Moyet. Zastałem może brata?
J (ja): Nie, bardzo mi przykro. Mark wyszedł. I zasadniczo to dobry wieczór.
RN: Niedobrze, niedobrze... A wie pan, kiedy brat wróci?
J: Nie i szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie interesuje.
RN: Bardzo niedobrze... (Rozgląda się po moim przedpokoju)
J: Jeżeli to już wszystko, to żegnam. (Próbuję zamknąć drzwi, jednak Nowak nie odpuszcza)
RN: A może brat do sklepu wyszedł?...
J: Nie wiem, nie obchodzi mnie to. I niech pan opuści mnie.
RN: No to, szczerze mówiąc, dupa. Zależało mi na rozmowie.
J: A mi jakoś nie. Do wiedzenia.
RN: I na pewno brat szybko nie wróci?
J: Panie, NIE WIEM. Proszę przyjść jutro albo i wcale. DO WIDZENIA!
RN: Ale, panie Moyet... (Zamykam drzwi, nie zwracając na niego uwagi).

Witam najserdeczniej...

...I w tym miejscu cały pozytywizm tego posta się kończy. Konkretniej - za sprawą pewnej inicjatywy społeczno-rozrywkowej, którą inteligentni radni gminy Suchowola raczyli niedawno wypełnić. Otóż - wbrew moim najszczerszym sprzeciwom - postanowiono w miejskim suchowolskim Domu Kultury (Pieśni i Tańca, z resztą) co tydzień organizować wieczory muzyki ludowo-folkowo-rozrywkowej. I choć dopiero kilka dni temu dowiedziałem się o istnieniu takiego rodzaju muzyki, to z największą pewnością stwierdzam, że to najprawdziwsza TRAGEDIA. Co niedzielne popołudnie - to śpiewy ludowe. Ja, mimo że przeciwny całemu przedsięwzięciu, nie mam na jego realizację najmniejszego wpływu. Nikt mnie się o zdanie nie zapytał. A mojego brata - owszem. Ale i tu spotkał mnie jeszcze większy zawód - Mark zgodził się na te "wieczorki" i, ku memu gigantycznemu zdziwieniu stwierdził, że to wręcz REWELACYJNY sposób na spędzanie wolnego czasu przez młodocianych kryminalistów. Oczywiście moje argumenty, iż tacy "młodociani kryminaliści" nie będą uczęszczać na te spotkania (w przeciwieństwie do miejskiego Klubu Rozbrykanych Rencistek oraz innych tego typu zgrupowań), wcale do niego nie dotarły. I tak oto kolejna NIESAMOWITA ATRAKCJA reklamuje nasze i tak już megaturystyczne miasteczko. Wspaniale...

sobota, 14 stycznia 2012

Najdrożsi czytający,

Spotkało mnie dziś niezbyt sympatyczne wydarzenie. Otóż zostałem zmuszony do wyniesienia śmieci (ot, taka ciekawa czynność) i podczas przechodzenia przez korytarz napotkałem na swego denerwującego pana sąsiada, przegrubego Stanisława Toczka. Nie miałem zamiaru konwersować z nim, jednak zanim zdążyłem uniknąć rozmowy facet uprzedził mnie i wydarł się "Dzień dobry, panie Moyet!". Nie miałem już wyboru. Cały dialog przytaczam Wam poniżej (uprzedzam, nie jest fascynujący ani inteligentny):
ST (Stanisław Toczek): Dzień dobry, panie Moyet! Jak tam zdrówko?
J (ja): A nijak, panie Toczek, nijak.
ST: A wie pan, że mnie to strasznie głowa napierdziela? Od samiuśkiego rana chodzę i niewyrabiam.
J: Niesamowite.
ST: A właśnie, że możliwe, panie Moyet. Tragedia mnie spotkała, tragedia po prostu... (tu ja głośno wzdycham ze znudzenia, Toczek to jednak ignoruje) A wie pan, że Nowakowi samochód się popsuł? No, ten stary, rozklekotany polonez! (wybucha śmiechem)
J: Nie, nie wiedziałem.
ST: To już żeś pan wiesz! A oglądałeś pan wczoraj Modę na Sukces??? Jakie tam jaja były! O ja cię pierdzielę!
J: Nie, nie oglądałem.
ST: To żałuj pan! Co tam się działo! Taki jeden z wąsami takiemu jednemu bez wąsów w mordę dał i... (ja udaję, że kaszlę i mu przerywam)
J: Panie Toczek, ja nie chciałbym być niemiły, ale mi się szczerze mówiąc śpieszy i nie mam czasu na takie pierdoły.
ST: Ale wiesz pan, takie mądre rzeczy tam mówili...
J: Panie, ja nie mam czasu.
ST: No dobre, dobre... To weź se pan i we chałupie włącz jutro, jak ja kocham tego seriala!
J: Tak...
ST: No dobre, to do widzenia. I dobrze mówię, włącz pan se koniecznie!
J: Taaak... (Toczek śmieje się - bezsensownie jak zwykle i wychodzi na klatkę schodową. Ja wzdywam i także wychodzę)
I taką oto smutną rozmowę chciałem państwu przedstawić.

piątek, 13 stycznia 2012

I oby tak dalej...

     Jak już pisałem na wstępie, mieszkam w szaroburej kamienicy. W szaroburym mieście. W ogóle wszystko jest szarobure. Ja tam się na tej całej filozofii nie znam, ale mój brat (bo ja mam brata) mówi, że tak ma właśnie być. Często wypowiada to zdanie. Z resztą nie tylko to... Ostatnio do przesady powtarza "William, zabierz się za jakąś porządną robotę, bo cię z chałupy wywalę i to na zbity pysk". Swoją drogą, Mark ma bardzo czułe słownictwo co do ludzi.
     I tymi swoimi gadkami o normalnej pracy Mark zanudza mnie codziennie. Naprawdę. Ja na to oko przymykam, bo uważam, że moja robota jest adekwatna do mnie (nie posiadam zasadniczo żadnego wykształcenia) - pracuję jako sprzątacz w dużej firmie. Ale to do Marka nie dociera - on w tej samej korporacji (NewsHunters - plotkarska gazeta) jest reporterem. Dobrze zarabiającym reporterem. Ale on się kształcił! A mnie się nie chciało...
     No dobra, dobra. Moja wina, jak zwykle winny jestem JA. Jakbym chciał, to bym się kształcił. Lecz mi się nie chce. I to też Mark mi wypomina. Każdego dnia.