Witam państwa!

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jestem profesjonalnym bloggerem i ewentualne wpadki proszę traktować z przymrużeniem oka ;) Mam nadzieję, że moje "wynurzenia" spodobają się chociaż połowie odwiedzających (lub przypadkowo znalezionych) mój blog. Posty o wszystkim, co tylko znajduję w internecie i w życiu. Dosłownie.
Jeżeli podoba się - dziękuje. Jeżeli nie - nie czytaj, zagraj w gry.pl.

środa, 18 stycznia 2012

Doy la bienvenida al Estado!

     Albo - w polskojęzycznej wersji - witam państwa. Skąd u mnie ten hiszpański akcent? Sam nie wiem. Wczoraj wieczorem oglądałem Ligę Mistrzów, w której gra miedzy innymi Real Madryt. Może dlatego.
     Ale nie o tym chciałem pisać. Mam zamiar przekazać państwu niezmiernie smutną informację, jaką jest kolejne oficjalne upomnienie, które wczoraj otrzymałem w pracy. Jest to oczywiście coś w stylu nagany, choć ja oczywiście wolałbym dostać pochwałę. Byłaby przynajmniej sensowna - a to upomnienie jest absolutnie bezpodstawne ( to znaczy według mnie...) ! Dokładniej sprawa wyglądała tak:
     Przychodzę raniutko do pracy (razem z Markiem) i od razu zabieram się za moje obowiązki. Zaczynam zamiatać główny hol, podlewać paprotki w zielonych doniczkach itd., itp. Mark idzie do głównego biura, jak zwykle trochę wrzeszczy na innych pracowników (zwłaszcza tych niższym szczeblem), słychać teksty takie jak: "Weźcie się do roboty, bo was wywalą!", "Nie mam czasu, ja muszę robić!", "Ogarnijcie się wszyscy, bo pójdę po kierownika!"...
     Ja nie zwracam na to uwagi, dalej zamiatam ten cholerny hol. Co mogę zrobić - takie życie, taka praca... Po upływie pół godziny totalnie się namęczyłem. Serio! Wziąłem więc mopa i oparłem go o murowany parapet (nie zauważyłem, że stoi na nim wielka donica z jeszcze większym kaktusem, który zaczął niebezpiecznie chybotać się na boki). Odwracam się w tył, a tu BAAACH!!! Mop, cała donica i cały kaktus leżą na podłodze. Oczywiście w zupełnie innym stanie, niż były przed chwilą. Wszystko się wala, doniczka całkowicie rozbita, kaktus złamany na pół leży otoczony wypadniętą z doniczki ziemią.
     Jak ja się wtedy przelękłem! Myślę: z roboty mnie wyrzucą, na bum cyk cyk! Chciałem jakoś ogarnąć cały ten bałagan i zatuszować wpadkę, ale się nie udało - huk słyszał Mark, akurat przechodzący krzyżującym się korytarzem. Natychmiast do mnie podbiegł i chyba nie muszę opisywać, co było dalej.
     Tak to właśnie zostałem niesłusznie oskarżony o "zabicie" drogiego, afrykańskiego kaktusa (w to to im nie uwierzę! To kaktus z Castoramy był, sam tam takie same widziałem!) oraz niesamowicie drogiej, włoskiej donicy (no, to już jest bardziej prawdopodobne...). Smutne, prawda?...