No, oczywiście nie sam. Przyprowadziła go ciotka Kryśka, która poważnie (a według mnie przesadnie) zaniepokoiła się ostatnim zachowanie swego ulubieńca. Otóż Pimpuś nie chciał wczoraj jeść tego, co przygotowała mu właścicielka. Przez cały dzień nie tknął ani suchej karmy, ani pasztecików kupionych w pobliskiej piekarni. Cóż, mnie to za specjalnie nie zdziwiło. Sam dałem Pimpkowi saszetkę najdroższej karmy dla psów, w której psiak musiał się po prostu zakochać. I teraz nie chce spożywać "starego" jedzenia.
Poradziłem więc ciotce, by dała sobie spokój z jakimikolwiek weterynarzami. Niech będzie twarda, negocjując z Pimpusiem i wytrwale poczeka, aż jej ukochany zmieni zdanie. Choć, szczerze mówiąc, nie jestem pewny, czy szybko to nastąpi. W razie czego - zapiszemy go na jakieś szkolenie. Bo ja przepłacać za karmę na pewno nie będę. Nawet dla kochanego Pimpusia.