Dziś znów spotkałem Toczka. Tym razem na schodach. Wchodziłem właśnie do kamienicy, a tu słyszę: "Ooo, witam sąsiada! Jak tam życie płynie?". I tak rozpoczęła się poniższa (nieciekawa!) rozmowa.
J (ja): Ja też pana witam. I żegnam.
ST (Stanisław Toczek): Aaaa, a jak tam u brata? Jak w pracy? Dobrze czy do dupy?
J: A co pan tak bluźnisz? Ledwie "dzień dobry" powiedział, a już przeklina.
ST: Oj, przepraszam. Tak mnie jakoś poniosło.
J: To niech lepiej pana nie ponosi.
ST: A jeja, kiedy to samoistnie.
J: (z sarkazmem) Aha. Fantastycznie.
ST: No, ale my tu tak gadu-gadu, a pan pewnie do domu się śpieszy, prawda?
J: Coś tak jakby.
ST: Aaaa, to ja nie będę mandoliny zawracał. Do widzenia!